Zaklęcia rodziców. Jak wspierać swoje dziecko?

„Nikt nie rodzi się z wbudowanymi umiejętnościami wychowawczymi. Trzeba się tego nauczyć.” Póki nie dotrzemy jako rodzic do takiego momentu, gdy przychodzi nam zmierzyć się z trudem wychowania, pozostaje to w nieświadomej przestrzeni naszego umysłu. Niezliczoną ilość razy pytamy co jest nie tak, co robię nie tak, co robię źle… Jestem rodzicem, więc powinienem wiedzieć jak obchodzić się z moim dzieckiem. Czasem jest dobrze, czasem nadchodzi słabszy czas dla każdego i to od wsparcia, które otrzymamy bądź też nie, zależy powodzenie sprawy.

„Przezywanie przez dziecko nieprzyjemnych emocji w bezpiecznej atmosferze wyposaża człowieka w umiejętność radzenia sobie z nimi”. Pytanie brzmi: jak to zrobić by zrobić to dobrze? Czy w ogóle jest możliwe wychować dobrze dziecko i co tak naprawdę to znaczy?

Akceptacja. Akceptacja stanowi jedną z kluczowych potrzeb człowieka. Jesteśmy w stanie zrobić wiele (nawet za cenę własnej niezależności i integralności), aby czuć, że ważne/znaczące dla nas osoby nas akceptują. Ba! Co równie ważne – chcemy czuć, że zależy im by nas zrozumieć. Dziecko, widząc, że opiekun nie jest zadowolony z jego zachowania, potrafi w trybie turbo je zmienić i dopasować do oczekiwań dorosłego. Wszystko w imię akceptacji…

Może niezbyt łatwo to zabrzmi, ale każdy rodzic musi zadać sobie pytanie, co z akceptacją siebie? To ona wiąże się z samoceną, świadomością i wewnętrznym obrazem własnej osoby. To złożony konstrukt, który odgrywa ogromną rolę w życiu każdego człowieka. Determinuje wewnętrzną harmonię, a także wpływa na budowanie relacji z najbliższymi i otoczeniem. J. Juul (duński pedagog i terapeuta rodziny) mówi, że akceptowanie różnic, obok tolerancji dla słabości i pozwolenia na okazywanie emocji, to konstytutywne elementy wpływające na budowanie relacji. Akceptacja wydaje się więc być kluczem do zrozumienia człowieka. Daje wolność, pozwala żyć w zgodzie z samym sobą i mieć odwagę do manifestowania własnych odrębności. Droga by do tego momentu dotrzeć dla dorosłego często okazuje się maratonem z przeszkodami.

Akceptacja wynika z poczucia własnej wartości, które jest niezależne od posiadanych umiejętności czy zdolności. Determinuje je stosunek do samego siebie, a składową jest masa czynników.

To właśnie poczucie własnej wartości wpływa na to jakiego poziom jakości życia doświadczamy i decyduje o charakterze związków i relacji jakie posiadamy i budujemy z innymi. Myśląc o tym, co chciałbym jako rodzic podarować „wychowawczo” swojemu dziecku, to z dużym przekonaniem  wielu wskazałoby, że: prawdomówność, pracowitość, asertywność, umiejętność radzenia sobie ze stresem, wrażliwość na krzywdę i niesprawiedliwość. A jak pomyśleć chwilę dłużej, powstałaby nam pokaźna lista cech i umiejętności. Wszystko jednak sprowadza się do jednego. J. Juul uważa, że aby budować poczucie własnej wartości u dzieci (a co się z tym wiąże akceptację), należy je zauważać, dostrzegać (np. „Widzę, jak zjeżdżasz na zjeżdżalni”, „Ale wysoko się bujasz!”). Przy czym warto podkreślać doświadczenia, a nie oceniać dziecięce nowe umiejętności. J. Juul w książce „Zamiast wychowania” zauważa, że im bardziej się definiuje dziecko, tym mniej miejsca zostawia się mu na samodzielne odkrywanie siebie. Pytaj, naprowadzaj, inspiruj. Nie oceniaj. Jeśli spróbujesz, na pewno zauważysz różnicę.

Tak. Trudność może sprawić rodzicowi zauważenie czy jego dziecko czuje się przez niego akceptowane czy też nie. Jeśli jednak rodzic postara się  doposażyć się w wiedze na ów temat, na pewno będzie dużo prościej. Co zatem warto wiedzieć? Przede wszystkim nasze dziecko czuje, że jest akceptowane przez rodzica, kiedy ten właśnie rodzic:

  • dostrzega i szanuje dziecięce potrzeby, indywidualności, pojawiające się emocje;
  • akceptuje etap rozwojowy dziecka i dopasowuje wymagania do jego możliwości;
  • unika porównywania, co jedynie niszczy jego pewność siebie;
  • stwarza okazję do podejmowania przez dziecko wyborów/decyzji, a także bierze jego zdanie pod uwagę;
  • stroni od etykietowania dziecka („Ale z ciebie ciapa/gaduła”) – słowa mają moc sprawczą i rzucone na oślep, nawet niedbale, tak „przy okazji” trafiają do uszu dziecka – ale o tym przeczytasz w dalszej części, bądź wytrwały;
  • daje dziecku informację zwrotną w kontekście zachowania („Dobiegłaś na linię mety, co tam, że ostatnia, dobiegłaś!”), a nie oceny tego, jakie dziecko jest („Jesteś ślamazarna!”);
  • stwarza okazję do doświadczania przez dziecko nowych sytuacji i odnoszenia przez nie sukcesów;
  • docenia zaangażowanie, intencję i włożony wysiłek, a nie tylko rezultaty starań dziecka.

Czasem tak się zdarza, że totalnie nieświadomie wpisujemy nasze dziecko w jakąś konkretna rolę. A zatem o uwolnieniu dzieci od grania ról – samospełniające się proroctwo.

Myślicie, że gdzieś już to słyszeliście. I słusznie. Ma to związek z oczekiwaniami. Zdaniem P. Zimbardo samospełniające się proroctwo to oczekiwanie, które może zmienić zachowanie w taki sposób, że ostatecznie otrzymamy to, czego oczekiwaliśmy. Nastawienia rodziców w stosunku do dzieci wpływają na zachowywanie się względem nich. W konsekwencji zachowanie rodziców określa i wpływa na zachowanie dzieci, które ostatecznie odpowiada przyjętym, rodzicielskim założeniom, przekonaniom i nastawieniom. Zdarza się, że dziecko, które kilka razy obleje się sokiem podczas picia, otrzyma przydomek niezdary. Tylko jeśli to samo przytrafi się dorosłemu to będzie „oj, przypadkowo, nie chciałem, każdemu się może zdarzyć”. Przy kolejnych okazjach zaspokojenia pragnienia, zanim rozpocznie działanie, będzie strofowane przez opiekunów „Uważaj. Nie oblej się!” (w domyśle „Na pewno się oblejesz”), co sprawi, że ostatecznie podczas picia wyleje na siebie napój. Wpisywanie dziecka w role determinuje sposób podejścia do niego, a w konsekwencji utwierdzanie go w tej roli i w przekonaniu, że takie jest.

To dorośli sami wpisują dzieci w role np. najmłodszego (czyli rozpieszczonego) dziecka, grzecznej dziewczynki/chłopca, zdolnego ucznia itp., a dzieci w obliczu stawianych im wyzwań realizują napisane dla siebie scenariusze. Obarczenie rolą bywa bardzo nieprzyjemne i trudno się pozbyć przypisanej etykiety, dlatego należy pomóc dziecku w uwalnianiu się z przypisanej roli. Co zatem zrobić, jak sprawić by nie nadszarpnąć mocno swojego zdrowia psychicznego, ale co ważniejsze nie utrudnić skutecznie dziecku drogi do akceptacji siebie i by śmiało kiedyś powiedziało „lubię siebie”? Bo przecież o to nam chodzi. Co może rodzic, co możemy z pozycji dorosłego?

Dorośli mogą:

  • wykorzystywać okazję, aby pokazać dziecku, że nie jest tym (np. „leniuchem”), za jakiego się uważa: „Pozbierałeś naczynia po kolacji. Cieszę się, że mi pomogłeś”;
  • aranżować okazję, w której dziecko spojrzy na siebie inaczej np. do aktywnego i ruchliwego dziecka: „Pomogłeś mi pozbierać drobne koraliki. To wymagało cierpliwości”;
  • pozwolić posłuchać dziecku, kiedy mówi się o nim pozytywnie (np. podczas rozmowy przez telefon z ciocią: „Wiesz, wczoraj wieczorem Lena poukładała wszystkie swoje lalki na półce. Bardzo się ucieszyłam, bo miałam wtedy czas na przygotowanie kolacji”;
  • w szczególnych momentach być dla dziecka skarbnicą wiedzy tzn. odwoływać się do wyjątków np. do „płaczka”: „A pamiętasz, jak ostatnio byliśmy u pana doktora? Przez całą wizytę rozmawiałeś z nim o stetoskopie”.

Bądź dla swojego dziecka Tu i Teraz. Ustal priorytety i się ich trzymaj. Wspierając dziecko posiłkując się tym co właśnie czytasz, nie może zabraknąć hasła pt. ”motywacja” Dlatego, zanim przejdziemy do podsumowania, to jeszcze trochę czegoś z działu o tym tytule.

Rodzice, którzy motywują dzieci do nauki i wspierają je w przypadku porażek, mogą pomóc mu w kształtowaniu jego podejścia do zdobywania wiedzy. Jest też druga tego strona.. mogą jednakowoż skutecznie zniechęcić swoich zarówno małych jak i większych uczniów do wysiłku. Ważny jest język, jakiego używają, postawa i sposób w jaki się do tego tematu odnoszą. A tego też trzeba się nauczyć. Zaczynamy najprościej, czyli chwalimy chęci, pierwsze efekty, chwalmy więc skutecznie.

Dziecko można wspierać i chwalić na różne sposoby. Informacje zwrotne typu „ale ty jesteś bystra”, albo „nie martw się, to po prostu nie jest twoja dziedzina”, koncentrują się na osobie. Zamiast tego można komentować proces – skupienie, wysiłek wkładany w naukę, odrabianie zadań, mówiąc na przykład „brawo, ciężko pracowałaś”, czy „pomyśl, co warto zrobić przed następnym sprawdzianem”, „ widzę jak wiele pracy w to wkładasz, to niesamowite”, „jak mogę ci pomóc?”. Realnie prezentując mu postawę gotowości do udzielenia wsparcia i pomocy.

Zdaniem ekspertów, wspieranie edukacji dzieci tym pierwszym sposobem jest obosieczne. Może i brzmi dobrze, gdy ogłosimy kogoś małym geniuszem, ale na dłuższą metę może osłabiać uczniowską motywację w krytycznych momentach. Gdy pojawiają się trudności, uczeń pomyśli – może oni się mylili, może jednak nie jestem geniuszem? O co chodzi?

Na łamach „Child Development” ukazała się jakiś czas temu praca poświęcona wynikom uczenia się matematyki u uczniów podstawówek i temu, jak uwagi wygłaszane przez dorosłych wpływają na motywację dziecka. Badania przeprowadzono w latach 2017-2020 na grupie 546 amerykańskich rodziców. Matematyka jest szczególnym przypadkiem, bo w naszej kulturze pokutuje mit, że niektórzy po prostu nie mają niezbędnych predyspozycji i matematyka jest nie dla nich. Takie myślenie i mówienie o naukach ścisłych jest popularne i wśród rodziców, i wśród nauczycieli, i wreszcie – wśród najmłodszych nawet uczniów.

Dzielenie ludzkości na „humanistów” i „umysły ścisłe” jest tyleż popularne co szkodliwe. Warto pamiętać, że zdolności matematyczne można wyćwiczyć, i jeśli w ten sposób pomyśli rodzic oraz zacznie wspierać dziecko na postawie tejże myśli, będzie bardziej skłonny do długofalowego wspierania dziecka/ dzieci, koncentrując się na chwaleniu wysiłku i mobilizowaniu do ćwiczeń. Na drugim biegunie są rodzice wierzący w niezmienność predyspozycji do nauk ścisłych, którzy mieli tendencję do wspierania uczniów sformułowaniami personalnymi: wychwalania „małych geniuszy” i pocieszania „małych humanistów”. W badaniach wyróżniała się też grupa rodziców o dużych oczekiwaniach wobec uczniów. U tych zaobserwowano, że zwykle stosują kombinację obu technik motywacyjnych. Jakie te, nazwijmy je „Zaklęcia Rodziców” miały skutki?

Okazuje się, że – przynajmniej w badanej grupie – nie można powiązać motywacji skoncentrowanej na wysiłku z jakąkolwiek zmianą w uczniowskich wynikach z matematyki. Jednak zaklęcia personalne dawały bardzo wymierne rezultaty. Uczniowie motywowani w ten sposób, zwłaszcza – tak pocieszani w przypadku porażek, unikali trudniejszych wyzwań. Zadania z gwiazdką? Konkurs? Nic z tych rzeczy.

Poza tym, uczniowie wspierani przez rodziców hasłami typu „matematyka to nie jest twoją mocną stroną” wykazywali wyższe poziomy lęku przed matematyką. No i wreszcie – radzili sobie gorzej na sprawdzianach. Matematyka wymaga szczególnej troski rodziców i nauczycieli, bo uczenie się kolejnych abstrakcyjnych zagadnień z tej dziedziny wymaga dobrej samooceny. Żeby ją wzmacniać, nie powinniśmy jako rodzice (w szkole i poza szkołą) koncentrować się na indywidualnych przymiotach ucznia. Zamiast tego warto rozmawiać o strategiach uczenia się, warto także pokazywać, jaka matematyka może być fajna i ekscytująca.

Drodzy rodzice. Akceptacja dziecka oznacza docenianie je takim, jakie jest, a nie takim, jakie chcielibyśmy, żeby było. To bycie blisko i poznawanie potrzeb dziecka, jego zainteresowań, a także wspólne spędzanie z nim czasu. Choćby miało to być robienie bazy z wszystkich krzeseł i kocyków w domu, a później czytanie bajki o pirackich przygodach przy lampce nocnej w tejże bazie. To układanie wieży z plastikowych kubków i misek aż runie, i śmianie się głośniej i śmieszniej niż zawsze.. To wspólny spacer, wspólne przygotowanie posiłku, wspólne opracowanie planu na wyjazd w weekend, wspólne porządki. To przede wszystkim odpowiadanie na wysyłane przez nie sygnały, a przy tym uważne słuchanie i otaczanie troską.

Wierze, że znajdziesz w sobie siłę, by zwracać uwagę na to co ważne, kształtować własne priorytety względem własnych potrzeb i wspierać swoje dziecko. Z całą pewnością na to zasługujecie.

 

Autor: Karolina Marecka – psycholog.

 

Literatura:

  1. Faber, E. Mazlish: „Jak mówić, żeby dzieci do nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły”
  2. Juul: „Zamiast wychowania”